wtorek, 23 czerwca 2009

Torebka ekologiczno-ekonomiczna


Nie myslcie sobie ze mnie wygnalo w jakies odlegle kraje,albo ze siedzac w domu nic nie robie.
Na warsztacie mam aktualnie czarna sukienke robiona azurem bez szwow wiec mi sie znudzila,poza tym wieczorami czarna nitke slabo widac i dlatego jakos slabo rosnie. Dla rozrywki zaczelam wiec bialy sweterek na widelkach, ktory owszem wieczorami dobrze sie robi ale po jakims czasie jakos sie monotonnie i czarnobialo zrobilo jak na starym filmie. Zachcialo mi sie czegos kolorowego dla odmiany i tak oto powstala torebka. Ekonomiczna dlatego ze nic mnie nie kosztowala-wszystkie skladniki juz sie plataly po domu od paru lat. A ekologiczna bo odzyskalam materialy, ktore mialy byc do wyrzucenia. Widzicie te koleczka? Mialam je kupic w pasmanteri ale ze chytra jestem (lepiej brzmi oszczedna) wykorzystalam te plastikowe obrecze, ktore znajduja sie pod zakretkami w butelkach z woda mineralna. Uchwyty no coz te troche trudniej wyczarowac ze smieci ale ja na szczescie mialam w domu po starej torbie. Efekt koncowy bardzo ladny a ile satysfakcji z nienaruszonego kapitalu.

środa, 3 czerwca 2009

Czego to sie nie robi

Pare tygodni temu wybralismy sie z malym na wycieczke rowerowa no i oczywiscie nie obylo sie bez zakupu balonika przdstawiajacego ptaska. Radosci bylo po uszy bo ptaszydlo latalo malemu nad glowa i na kazde pociagniecie sznurka wracalo na ziemie. Niestety w drodze powrotnej ptasiek przywiazany za malym do siodelka,fruwajac zetknal sie z krzakiem i jego nedzne szczatki przyczolgaly sie za nami ostatkiem sil. W domu przeprowadzilismy wprawdzie operacje na rozdartym oku no ale po nadmuchaniu ptasiek przestal latac. Ta wydluzona agonia trwala jeszcze pare dni az wreszcie zdecydowalismy sie pozbyc zwlok ptaszyska. Wyobrazcie sobie smyka ,ktory przez kolejny tydzien zagladal do smietnika wolajac "titti rotto ciao ciao" czyli (ptasiek zepsuty czesc czesc) i machal do niego raczka na pozegnanie. Przy kolejnych wyprawach oczywiscie jak tylko widzial baloniki ciagnal mnie do nich wolajac titti. Nie chcialam mu kupowac kolejnego ptaszyska bo to juz nawet nie chodzi o 5 euro za zbawke ktora zyje dwie godziny, ale zeby mu oszczedzic kolejnego rozstania ze zwierzem. Tak oto powstal klon ptaska z resztek zoltego materialu i ze starych jaskow, nie lata ale mozna po nim skakac i spac na jego wielkiej glowie jak na poduszce. Przez krytyke i kontrole jakosci moj klon przeszedl bez obaw bo jak tylko zaczelam go wypychac maly zawolal "titti" i z radoscia wyrwal mi go z rak. To chyba byl najpiekniejszy komplement jaki otrzymalam za moje zdolnosci krawieckie.